sobota, 29 marca 2014

NOWA STRONA

POJAWIŁA SIĘ NOWA STRONA "PAMIĘTNIK JADE".
JAK WIDZICIE PO TYTULE BĘDĘ TAM OPISYWAĆ JAKO JADE JEJ DZIEŃ ITD. POZA ROZDZIAŁAMI.
MYŚLĘ, ŻE WAM SIĘ SPODOBA TAKIE COŚ.
A Z POWODU, ŻE NIE MOŻNA DODAWAĆ NA TYCH STRONACH NOTEK NOWYCH, TO BĘDĘ POD KAŻDĄ "KARTKĄ Z PAMIĘTNIKA" ROBIŁA "____" I TO BĘDZIE OZNACZAĆ, ŻE JEST TO ODDZIELENIE MIĘDZY WPISAMI XD
NOWY ROZDZIAŁ NAWET NIE JEST ZACZĘTY, PRZEPRASZAM, ALE NIE WYROBIĘ SIĘ DODAĆ GO 1 KWIETNIA.
OCZYWIŚCIE ZNOWU Z OK. 20 OSÓB, KTÓRE INFORMUJĘ O NOWYCH ROZDZIAŁACH SKOMENTOWAŁY TYLKO 3 OSOBY, A RESZTA NAWET CHYBA NIE PRZECZYTAŁA TEGO NOWEGO ROZDZIAŁU: MIŁO.

P.S. JEŚLI ZMIENIASZ SWÓJ @USERNAME NA TT, TO MNIE INFORMUJ, BO NIE ZA BARDZO MAM CZAS, BY WAS POTEM SZUKAĆ I WSZYSTKO ZMIENIAĆ.

DZIĘKUJĘ, DOBRANOC XX

niedziela, 23 marca 2014

Chapter 8: Death

Ze snu wyrwał mnie cichy pomruk do mojego ucha. Od tego wibrowało moje ciało, przez co zwróciłam swój wzrok na osobę obok; no tak, Harry. W pokoju było już odrobinę jasno, więc mogłam zobaczyć te zielone tęczówki wpatrzone we mnie. Uśmiechnęłam się do bruneta i zaczęłam szukać na komodzie swojego telefonu. Spojrzałam na godzinę, która widniała na ekranie; 5:50.
- Dlaczego już nie śpisz? - zapytałam, znów patrząc na Harry'ego.
- Wolę podziwiać cię w tedy, gdy jesteś najpiękniejsza niż spać - ucałował mój lewy policzek.
Na moje policzki wstąpiły dwa cholernie czerwone rumieńce; dobry początek na rozpoczęcie dnia. Od Harry'ego było czuć alkohol, niestety.
- Pospałabym sobie jeszcze - ziewnęłam.
- Chcesz spać? A nie chcesz robić nic innego? - przejechał swoim nosem po moim policzku.
- Nie, nie mój drogi. Na to nie licz - zachichotałam i wstałam z łóżka.
Byłam ubrana w szarą koszulkę bruneta i w pożyczone spodenki od Eleanor. Ubrałam na swoje gołe stopy kapcie, które stały obok łóżka, a na ramiona zarzuciłam czarny szlafrok z fotela.
- Gdzie idziesz, misiu? - spojrzałam na chłopaka, uśmiechając się.
- Zrobić sobie kawę, dziś idę do pracy na ósmą. Jak chcesz też kawę, to chodź ze mną - otworzyłam drzwi i stanęłam w progu.
Przyglądałam się ciału Harry'ego, które wygramoliło się spod kołdry. Założył na siebie czarne spodenki i białą koszulkę, i ruszył w moją stronę. Złapał mnie za rękę i poprowadził do kuchni. Zeszliśmy po schodach i skierowaliśmy się do pomieszczenia. Złapałam za czajnik i nalałam do niego wody. Wstawiłam ją, by się zagotowała a następnie odwróciłam się tyłem do blatu. Przede mną stał Harry, który uśmiechał się najpiękniej jak umiał. Jego oczy rozświetlało słońce, które wzbijało się na niebo pokryte różnorodnymi kolorami chmur. Włosy miał w totalnym nie ładzie, niekiedy zaczesując je palcami do tyłu. Moje ciało totalnie znieruchomiało, a jedyne na co było mnie stać, było jednoznaczne "wow". Cicho zachichotał a moje ciało przeszył dreszcz. Nie pamiętam, który to był raz, gdy tak reagowałam na takie jego zachowanie. Przejechał swoim nosem po linii mojej szczęki, zjeżdżając na szyję. Złapał za moje uda i podciągnął do góry. Usadowił mnie na blacie i zaczął lekko muskać moje usta, co przeradzało się w szybsze ruchy. Gdyby ktoś mi powiedział, że Harry nie umie całować, kłóciłabym się. Usłyszałam ciche piszczenie czajnika. Szybko znalazłam ręką guzik i wyłączyłam ogień, na którym gotowała się woda. Brunet zaprzestał ruchów i oparł swoje czoło o moje. Wpatrywał się w moje oczy, a ja lekko się uśmiechnęłam. Była to dla mnie magiczna chwila, ale czas wrócić do rzeczywistości. Zeskoczyłam z powierzchni, na której siedziałam i otworzyłam górną szafkę. Sięgnęłam po dwa kubki, do których nie mogłam dosięgnąć. Zaczęłam się wspinać na palcach jak najwyżej, by tylko dosięgnąć do nich, lecz nie udawało mi się. Z moich ust wydobyło się ciche "kurcze" i podrapałam się po głowie. Harry zauważył moje zakłopotanie i podszedł do mnie. Sięgnął swoją dużą dłonią po dwa kubki i postawił je przede mną.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła, misiu - uśmiechnęłam się w jego stronę, wsypując do kubków wcześniej trzymaną w dłoniach kawę.
- Hm... pewnie byś się wspięła po tym blacie, by dosięgnąć jednego kubka do kawy, albo wstawała na krześle - zachichotał.
- Wy macie tutaj tak wysoko te szafki, a ja jestem taka niska i nie mogę dosięgnąć - wydęłam dolną wargę i spojrzałam na niego.
- Małe jest piękne - pocałował mnie w policzek i zalał wodą czarną kupkę czegoś przypominającą piasek.

*

Gdy wypiłam kawę, skierowałam się do pokoju Harry'ego. Otworzyłam jego garderobę, a w nich znalazłam swoją parę jeansów, które raz u niego zostawiłam i swoje czarne trampki. Zarzuciłam na siebie jeszcze bluzę chłopaka, a z małej półeczki ściągnęłam czarny full cap. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Makijaż z wczorajszego wieczoru w ogóle mi się nie rozmazał, więc mogłam go zostawić na sobie ten drugi dzień. Wzięłam torebkę z fotela i zeszłam na dół. W pomieszczeniu siedzieli już wszyscy, pijąc wodę, sok, herbatę lub kawę. Harry'ego przy nich nie było. Usiadłam na krześle konsumując kanapki z sałatą i rzodkiewką, dodatkowo popijając kawę z kubka chłopaka. Nagle z góry zbiegł Harry, który prawie potknął się na schodach przez sweter, który zakładał, mając go na twarzy.
- Gdzie idziesz? - zapytałam, pijąc kawę.
- To moja kawa słońce - uśmiechnął się słodko. - Idę cię odprowadzić.
- A która jest już godzina? - oddałam mu kubek.
- 7:30 - wziął łyk czarnego napoju i biorąc z talerza kanapkę, na którą Niall się bezczynnie patrzył.
- No to musimy już iść, bo się spóźnię - wstałam z krzesła i pożegnałam się ze wszystkimi.

*

Jego silna dłoń trzymała moją małą i drżącą. Szliśmy dość blisko siebie. Gdy zmierzaliśmy ulicą, która prowadziła do baru, za rogiem zauważyłam futrynę kawiarni. Kiedy stanęłam przed drzwiami, na nich zauważyłam białą kartkę na której pisało "Od 5.07 kawiarnia nie czynna". Nie rozumiałam o co chodzi, nikt mi nic nie powiedział. 
- Co się stało? - Harry podszedł do mnie, łapiąc w talii. 
- Muszę zadzwonić do Jesy - wyciągnęłam z torby swój telefon i wykręciłam numer dziewczyny.
Po paru sygnałach usłyszałam jej głos.
- Halo? - zapytała.
- Cześć Jesy, dlaczego bar jest zamknięty? - wypaliłam.
- To ty nic nie wiesz?
- Nic a nic nie wiem, więc dzwonię do ciebie, by się zapytać co się stało - poprawiłam ramiączko torebki na swoim ramieniu.
- No bo od dzisiaj przez najbliższe dwa miesiące nie będziemy chodziły do pracy, bo szefowa ma jakieś problemy rodzinne i musiała dać nam wolne - słyszałam po drugiej stronie ciche westchnięcie.
- Rozumiem, a dlaczego nikt mnie nie powiadomił? 
- Nikt nie ma do ciebie numeru oprócz Perrie, a ona miała ci przekazać to.
- Nic mi nie mówiła, może zapomniała. Dobra, ja kończę, a i to jest mój numer, pa! - usłyszałam odpowiedź Jessici i rozłączyłam się. 
- Idziemy do domu, ale mojego - zachichotałam, złapałam chłopaka za rękę i ruszyliśmy w kierunku mojego domu.

*

Weszliśmy do mojego domu, powszednio przekręcając w zamku klucz, by otworzyć drzwi. Rozebraliśmy się w przedpokoju i poszliśmy do kuchni. Ku moim oczom pojawił się tata, który siedział popijając kawę i dosłownie się trząsł. 
- Dobrze, że jesteś - wstał z krzesła i podszedł do mnie. 
- Co się stało? - spojrzałam na niego przerażona. 
- Matka dowiedziała się, gdzie mieszkamy, dziś tu była i zagroziła mi zabraniem ciebie. Mało tego, jeszcze mi pogroziła, że jak jej ciebie nie oddam, to ona zabije najpierw mnie, a potem ciebie - w jego oczach stanęły łzy.
- Ona jest jakaś psychiczna czy co?! - wybuchłam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. 
Uciekłam po schodach do swojego pokoju. Zamknęłam się na klucz i oparłam się o ścianę, patrząc się w podłogę. Usłyszałam przekręcanie się zamka w drzwiach, a chwilę później zamiast wpatrywać się w podłogę, wpatrywałam się w bose stopy Harry'ego.

- Misiu nie płacz... - potarł moje ramię. 
- Jak mam nie płakać? Ona zagroziła, że zabije mnie i tatę, rozumiesz? Tylko dlatego, że tata nie chce mnie jej oddać, sama nie chcę do niej wracać. Ona jest psychiczna od zawsze! - krzyczałam, pokazując swoją złość.




CZEŚĆ WSZYSTKIM, POWRACAM DO WAS Z NOWYM ROZDZIAŁEM PO DOŚĆ DŁUGIEJ PRZERWIE. 
NIE MIAŁAM KOMPLETNIE WENY, TERAZ TEŻ JEJ NIE MIAŁAM I DOKOŃCZYŁAM GO NA SZYBKIEGO, BY GO W KOŃCU WAM DODAĆ. 
ZAWIEDLIŚCIE MNIE, PONIEWAŻ POD 6 ROZDZIAŁEM BYŁO AŻ 28 KOMENTARZY, A POD 7 TYLKO 10, CÓŻ... CHYBA NIE CHCE WAM SIĘ TEGO CZYTAĆ.
TAKŻE DZIĘKUJĘ WAM ZA DOBICIE DO 9K WYŚWIETLEŃ BLOGA, JUUUUPIIIIIII XD
NIE WIEM TEŻ, KIEDY POJAWI SIĘ NOWY ROZDZIAŁ.
BYĆ MOŻE PO 1 KWIETNIA, PONIEWAŻ JUŻ W NASTĘPNY WTOREK PISZĘ SPRAWDZIAN 6-KLASISTY I TERAZ BĘDZIE DUŻO NAUKI, TAKŻE OD RAZU WAS ZA TO PRZEPRASZAM.
NIE PRZYNUDZAM I DO NASTĘPNEGO.

xoxo, Horaanowa.

niedziela, 16 lutego 2014

Chapter 7: Explanation

Harry's POV.

Jestem idiotą. Kocham ją, a zostawiłem ją, nie odpowiadając na pytania. Pewnie mnie teraz nienawidzi, ale się jej nie dziwię. Gdybym mógł jej nie ranić...
- Byłeś znowu u niej? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Nialla. 
- Tak, byłem - popatrzyłem na niego, a w moich oczach pojawiły się łzy.
Jakim cudem u mnie? Łzy w moich oczach? W oczach bad boy'a? W oczach tego kolesia, który jeździł na wyścigach? W oczach tego kolesia, który miał tyle lasek, że nie zdoła wyliczyć na palcach? To niemożliwe.
- I co? - blondyn usiadł na fotelu i przyglądał mi się. 
- Znów wszystko spieprzyłem. Znów zacząłem na nią krzyczeć. Znów zostawiłem ją bez słowa. Jestem idiotą, Niall - rozkleiłem się jak dziecko. 
Blondyn wstał i mnie przytulił. 
- Może po prostu nie umiesz jej powiedzieć, co tak naprawdę czujesz? Może jakoś nie umiesz przy niej zachować spokoju? - usiadł koło mnie.
- Ale ja jej powiedziałem, że ją kocham - spojrzałem na niego.
- Przykro mi stary - wstał i wyszedł do kuchni.
Powinienem ją przeprosić. Powinienem odpowiedzieć jej na te durne pytania. Powinienem jej wszystko wyjaśnić. Nie powinienem być taki samolubny i głupi. Jeśli ją kocham, to powinienem być z nią szczery...

Jade's POV.

- Czego ty ciągle ode mnie chcesz?! - krzyknęłam do słuchawki telefonu, gdy odebrałam już chyba piętnaste połączenie od Harry'ego.
- Porozmawiaj ze mną - usłyszałam stłumiony głos chłopaka.
- O czym ty chcesz gadać? Nie mamy o czym - wypaliłam.
- Mamy. Musimy porozmawiać o moim zachowaniu.
- Wiesz co? Zachowałeś się jak debil. Machnąłeś ręką i wyszedłeś bez słowa. Myślisz, że mnie to nie zabolało? Cholernie zabolało, nawet nie wiesz jak. Przez ciebie teraz siedzę i ponownie wypłakuję oczy, bo zachowałeś się w stosunku do mnie jak cham! - wybuchnęłam płaczem.
Usłyszałam po drugiej stronie, jak chłopak również szlocha. W końcu powiedziałam mu to, co chciałam powiedzieć i nie żałuję tego.
- Rozumiem, że za takiego mnie spostrzegasz, ale ja cię naprawdę kocham, Jade. Spotkajmy się gdzieś, a ja ci to wszystko wyjaśnię, nie chce mieć przed tobą żadnych tajemnic - wydukał.
Nie odezwałam się, bo rozważałam nad decyzją. Po drugiej stronie słyszałam tylko ciąganie nosem i głos Niall'a, który coś mówił do Harry'ego. W końcu postanowiłam się odezwać.
- Jesteś tam dalej?
- Tak, kochanie jestem - pociągnął ponownie nosem.
- Przyjdź do parku za 20 minut - rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź bruneta.
Wstałam z wielkiej kanapy w salonie i ruszyłam po schodach do łazienki. Gdy spojrzałam w lustro przeraziłam się. Całą twarz miałam umazaną tuszem do rzęs i eyeliner'em, a z moich ust spływał malinowy błyszczyk. Wyglądam okropnie. Przemyłam całą twarz i zabrałam się za robienie nowego makijażu. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam do przedpokoju i założyłam czarne obcasy. Na moich nogach leżały krótkie spodenki, które odkrywały moje chude nogi, a na górę miałam założoną zwykłą, czarną bokserkę. Schowałam do tylnej kieszeni spodenek swój czarny telefon i wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Gorące płomienie słońca otuliły moje ciało, przez co poczułam potrzebę pójścia tam w samych majtkach i staniku, ale nie, nie zrobiłabym tego. Pęk kluczy szczelnie schowałam w przedniej kieszeni spodenek i wyruszyłam w stronę parku.


- Cześć - uśmiechnął się lekko, na co ja odpowiedziałam tym samym.
- No także... chcę się dowiedzieć tego, o czym chcesz powiedzieć - usiadłam na ławce obok i patrzyłam na niego niecierpliwym wzrokiem.
- No bo ten koleś, którego biłem wisiał mi i forsę, i działkę. Dobrze wiesz, jak reaguję na takie rzeczy. Wolę rozprawiać się normalnie, a nie biegając za kimś z kijem bejsbolowym w ręku - zaczął. - Ty po prostu Jade nie wiesz jaki jestem, gdy ktoś mi czegoś nie odda w wyznaczonym terminie. Ogólnie jestem wybuchowy, agresywny, ale próbuję to zmienić, a gdy ty jesteś przy mnie, to robię małe kroczki w stronę tego dobrego.
- Czy ja mam ci w to wszystko wierzyć? - wypaliłam.
- Tak, jeśli mnie kochasz - spojrzał mi w oczy.
Spuściłam wzrok na ziemię i usiadłam "po turecku". Zastanawiałam się, czy mu w ogóle ufam. Nie potrafię dopuścić sobie do myśli tego, że w pewnym momencie mogę go stracić. To jedyny chłopak, którego zaakceptowałam w pełni takiego jaki jest; nawet to, że wciąga. Rozumiem, że on ma prawo zachować coś dla siebie, ale ja jestem po prostu zbyt ciekawska i nic temu nie może zapobiec.
- Wierzę ci, Harry - wydukałam cicho.
Spojrzałam na niego. Siedział uśmiechnięty cały we łzach, w ręku trzymając paczuszkę chusteczek.
- Trzymaj, przydadzą ci się - podsunął mi pod nos opakowanie.
Wyciągnęłam jedną, białą chusteczkę i skierowałam ją na twarz bruneta. Zaczęłam wycierać jego zaróżowione policzki, kierując się pod jego oczy, a następnie zjeżdżając do brody. Spojrzałam na niego, po czym cmoknęłam go w czubek nosa. Jego kąciki ust uniosły się szybko do góry, dając światło dzienne swoim dołkom w policzkach. Lubiłam, gdy biło od niego szczerym uśmiechem. Wiedziałam wtedy, że nie uśmiecha się na "odwal się" tylko prawdziwie.
Stanęłam na równe nogi i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Sprawdziłam godzinę; 17:36.
- Dziś ja i Niall robimy grill'a. Będzie Zayn z Perrie, Louis z Eleanor i Liam. Może dołączysz do nas? - zagadał, gdy wpatrywałam się w nieduży staw w głębi parku.
- O której? - odpowiedziałam, po czym odchrząknęłam.
- O 19 zaczynamy - uśmiechnął się leniwie.
- No to chodźmy do mnie, pójdę się przyszykować, a ty mi pomożesz.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Chłopak splótł nasze palce razem i ruszyliśmy w kierunku mojego mieszkania.


- A może to? - wyłoniłam się z szafy, pokazując czarne, krótkie szorty z wysokim stanem, kolorowy croptop i czarne air max'y z panterką po boku.
- To jest świetne, zakładaj! - wyciągnął w moim kierunku kciuka uniesionego ku górze.
Kiwnęłam głową i poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi, aby Harry się przypadkiem nie napalił i nie wszedł mi do środka. Zaczęłam ubierać ciuchy i gdy byłam już gotowa, podeszłam do toaletki. Przejechałam po rzęsach parę razy czarnym tuszem, zrobiłam kreski eyeliner'em i pomalowałam swoje malinowe usta czerwoną szminką. Spryskałam się jeszcze perfumą, która miała lekko słodki zapach. Włosy zostawiłam proste i rozpuszczone, przez co spływały kaskadą po moich ramionach. Wyszłam z pomieszczenia i stanęłam przed Harry'm, kręcąc się wokół własnej osi.
- Wyglądasz bosko - wstał i podszedł do mnie.
Schował twarz między moją głową a szyją, a parę sekund później poczułam mokre pocałunki na szyi.
- Harry, proszę nie teraz - odsunęłam się od niego, dźgając go palcem w brzuch.
Potarł miejsce, w którym go dźgnęłam i lekko się uśmiechnął.
- Ale kiedyś to powtórzymy - zachichotał.
- Kiedyś misiu, kiedyś - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę schodów.
Jak zwykle taty nie było, był pochłonięty pracą i od paru tygodni nie ma dla mnie kompletnie czasu. No cóż, jak mnie kocha, to znajdzie chodź chwilę, by ze mną porozmawiać. Wzięłam z ręce klucze od domu i swój telefon, z wieszaka w przedpokoju ściągnęłam swoją szarą bluzę, i pociągnęłam za klamkę. Drzwi szybko ustąpiły, dzięki czemu mogliśmy wyjść z domu. Odwróciłam się na pięcie zamykając drzwi, a następnie przekręcając w nich klucz. Schowałam je w kieszeni spodenek, a w drugiej kieszeni schowałam komórkę. Szatyn ponownie splótł nasze dłonie, na co się wzdrygnęłam, a on zareagował na to stłumionym chichotem. Ruszyliśmy w stronę chodnika, po którym już spacerowało parę osób i skierowaliśmy się w stronę domu Harry'ego.


- Cześć, Jadey! - usłyszałam głos moich przyjaciół, którzy zajmowali miejsca przy stole w ogrodzie, podjadając smakołyki w półmisków, które stały na wiklinowym stoliku.
Na huśtawce siedziała Perrie z Zayn'em, bujając się, obejmując i rozmawiając, ale przywitali się ze mną. Przy grill'u stał Niall, który był jego "szefem" i próbował zwędzić jednego szaszłyka, który stał już gotowy na wielkim talerzu.
- Nie podjadajcie, poczekajcie aż wszystko będzie gotowe, ludzie! - krzyknął Harry, trzymając się za głowę.
Uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce koło Louis'ego i Eleanor. Zaczęłam rozmawiać z nią, a zanim się obejrzałam trzymałam puszkę piwa w ręce. Alkohol rozlewał się po moim ciele, a ja przybierałam coraz większych rumieńców. Zajadaliśmy się stekami, szaszłykami, chipsami i innymi smakołykami, a popijaliśmy różnymi napojami i alkoholem. Chłopaki nie obyli się bez wódki. Ja z Eleanor i Perrie usiadłyśmy na huśtawce rozmawiając i popijając drinki wykonane przez Harry'ego; były naprawdę pyszne! Gdy chłopaki się zalali, musiałam z dziewczynami zanosić ich do ich pokoi i dzisiejszą noc spędzić w ich domu.



TAM TARA DAM!
WRÓCIŁAM DO WAS Z NOWYM ROZDZIAŁEM XD
OCZYWIŚCIE PRZEPRASZAM ZA WSZELKIE BŁĘDY LUB POWTÓRZENIA, ALE CHCIAŁAM WAM GO DODAĆ JUŻ DZIŚ, BO SKOŃCZYŁY MI SIĘ FERIE, A JUTRO PONIEDZIAŁEK I IDĘ JUŻ DO SZKOŁY :((((
WYSZEDŁ MI TEN ROZDZIAŁ DŁUŻSZY NAWET, YEEY :D
ALE TO SPECJALNIE DLA WAS NA POCIESZENIE XD
NIE WIEM, KIEDY BĘDZIE NASTĘPNY ROZDZIAŁ, ALE BĘDĘ SIĘ STARAŁA PISAĆ CHOCIAŻ ODROBINKĘ PRZEZ CHWILĘ NOWY ROZDZIAŁ.
JA CHCĘ ZNOWU FERIE, EEEEEEEEEEEEE :(((((
NO DOBRA, NIE BĘDĘ PRZYNUDZAĆ XD
DLA TYCH, KTÓRYM ZACZĘŁY SIĘ FERIE: ODDAJCIE MI JE, OGÓLNIE MIŁYCH FERII XD
DLA TYCH, KTÓRZY IDĄ DO SZKOŁY: PRZETRWAMY KOCHANI, PRZETRWAMY! BYLE BY DO PRZERWY WIELKANOCNEJ XD
TAK W OGÓLE TO DZIĘKUJĘ ZA 28 KOMENTARZY POD 6 ROZDZIAŁEM, JUPI XD
DOBRA, JA LECĘ, PA MISIE :*
JAK COŚ, ROZDZIAŁ JEST DODAWANY O 02:28 W NOCY, JUPI XD
ZOSTAWCIE PO SOBIE JAKIŚ ŚLAD KOCHANI, DOBRANOC ♥

środa, 5 lutego 2014

Chapter 6: Quarrel


Nowy dzień. Nowa praca. Nowi znajomi. Cóż, moje życie zaczyna się do mnie uśmiechać. W moich uszach rozbrzmiewał anielski głos Ed'a Sheeran'a, który wydobywał się z moich czarnych słuchawek. Szłam ulicami Londynu zmierzając do mojej nowej pracy. Chciałam dobrze sprawować się w nowym miejscu, bo nie chciałabym mieć złej opinii od samego początku. No trudno, jak coś pójdzie nie tak, to wtedy będzie tylko moja wina.
Stałam przed szklanymi drzwiami baru. Złapałam za klamkę i powiedziałam do siebie "dzień dobry nowa praco". Weszłam do środka, zastając tam bardzo miłą atmosferę. Klienci byli uśmiechnięci od ucha do ucha, pracownicy wykonywali swoją robotę, a moja nowa szefowa stała koło lady z kasą, czekając na mnie.
- O dzień dobry, panno Thirlwall! - usłyszałam wesoły głos pani Brooks, który rozbrzmiewał na całą kawiarenkę.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w kierunku lady. 
- Dzień dobry, pani Brooks - podałam jej rękę i uśmiechnęłam się do niej.
- Z powodu, że nikogo tu nie znasz, postanowiłam zapoznać cię z każdym z pracowników, by nie było niekomfortowo między wami wszystkimi. Chodź za mną, Jade - machnęła ręką i odwróciła się na obcasie swojego buta. 
Nagle twarze wszystkich pracownikach w firmowych, biało-czarnych strojach skierowały się na mnie. Zarumieniłam się i popatrzyłam nerwowo na moją nową pracodawczynię.
- Cześć, jestem Elza, miło mi cię poznać - niska blondynka podała mi rękę, uśmiechając się szczerze w moim kierunku. 
Było tam dokładniej 5 pracowników, łącznie ze mną to 6. Zapoznałam się jeszcze z Tom'em, Kevin'em, Jesy i Leigh-Anne. Wszyscy byli bardzo mili, nawet podarowali mi strój roboczy. Składała się ona z białej koszulki z kołnierzykiem w czereśnie i z ołówkowej spódnicy (nie umiesz sobie wyobrazić? [klik]). Był to za normalny strój, jak na roboczy, ale najwidoczniej tak chciała panna Brooks. I tak mi się bardzo podoba, i chętnie będę w tym pracowała! Od razu miałam zacząć od robienia różnego rodzajów napojów dla klientów, którzy poprosili na przykład o kawę.
- Jade, cappuccino dla stolika numer 5! - do moich uszu dobiegł miły głos Tom'a.
Chłopak był bardzo przystojny; blond włosy i szare oczy. Na sobie miał białą koszulę z kołnierzykiem i czarne jeansy. Włosy miał postawione ku górze, a na jego nosie spoczywały czarne okulary. Ocknęłam się z tego widoku i zajęłam się robieniem napoju. Chciałam być bardziej oryginalna, więc na górze kawy dodałam bitą śmietanę i posypałam to tartą czekoladą.
- Wow, nieźle! - krzyknęła Jesy i zabrała ze stolika kawę, zanosząc ją do osoby, która ją zamówiła.
Osoba, która wzięła łyk cappuccino chyba była zadowolona z tego cudu, jaki stworzyłam.



Godzina 19.50; zaraz mam zamknąć bar. Zostałam z całą ekipą, żadnych klientów już nie było, więc jeszcze 10 minut i mogę wracać do domu.
- Jade, chodź nam coś zaśpiewać! - Lee machnęła ręką, a do pomieszczenia weszła moja przyjaciółka; Perrie.
- O Boże, będziecie śpiewać karaoke?! Ja też chce! - podbiegła do sprzętu karaoke, przy którym stałam ja, Jesy i Leigh.
- No dobrze, co śpiewamy? - zapytała Jesy.
- Może Don't Let Go? - wskazałam na widniejący na ekranie tytuł piosenki.
Wszystkie się zgodziłyśmy i zaczęła się melodia.
*Piosenka*



Gdy skończyłyśmy śpiewać, wszyscy zaczęli klaskać.
- Cała wasza czwórka ma talent, powinnyście śpiewać w zespole! - krzyczeli chłopaki, którzy siedzieli na krzesełkach pod sceną.
"Od teraz zaczynam kochać tą pracę" - pomyślałam i zeszłam ze sceny. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy i podeszłam do Perrie, która robiła to samo.
- Co ty tak w ogóle tu robisz? Skąd wiedziałaś, że tu jestem? - zapytałam zaskoczona jej obecnością; wpadła do kawiarni, krzyknęła, że chce śpiewać z nami, a ja nadal nie wiem co ona tu robi.
- W wolnych chwilach tu dorabiam - uśmiechnęła się i pożegnała z każdym pracownikiem.
Uczyniłam to samo i krzyknęłam do reszty.
- Dzisiaj wy zamykacie, jutro mogę zamknąć ja! - uśmiechnęłam się i wyszłam z budynku.
Na dworze było jasno, prażyło słońce, a po różnych podwórkach bawiły się dzieci. Ile bym dała, żeby znów mieć te parę lat i nie wiedzieć nic o życiu. Postanowiłam, że tego dnia nie będę wracała skrótami, tylko pójdę dłuższą trasą. W tej uliczce za dużo się dzieje. Kiedy przechodziłam koło dwóch budynków omal niezłączonych razem ujrzałam kątem oka, jak ktoś się bije. Skierowałam swój wzrok w tamtą stronę i przyglądałam się temu z ukrycia. Czy ja tam dojrzałam tą lokowaną czuprynę?! O nie, tego już za wiele. Chłopak wymierzał drugiemu cios z pięści w nos, a z jego nosa stróżkami spływała świeża krew. Twarz miał całą umazaną krwią, zwijał się w kłębek, trzymając się za brzuch, próbując uniknąć kolejnych ciosów.
- Pieprzony idiota! - krzyczał pewnie sprawca tej bójki.
Szatyn odwrócił twarz, a moim oczom ukazał się Harry, który spoglądał na mnie bez żadnych emocji. Speszyłam się i zaczęłam kierować się w stronę domu. Słyszałam za sobą głuche dźwięki biegnącej osoby, a chwilę potem zostałam obrócona w stronę Harry'ego.
- Co ty temu kolesiowi zrobiłeś?! Czemu go pobiłeś?! - krzyknęłam, bijąc go w klatkę piersiową.
- Nie powinno cię to obchodzić, Jade. To moja sprawa - powiedział z pogardą w głosie.
- To co, że nie moja sprawa? I tak prędzej czy później się dowiem! - krzyknęłam i zaczęłam iść przed siebie.
- Czy ty mi w ogóle wierzysz? - usłyszałam za sobą.
- Nie wiem, czy ci wierzę Harry, nie wiem - powiedziałam i ruszyłam w stronę domu.
By się trochę rozluźnić, podłączyłam swoje czarne słuchawki do telefonu. Nagle w moich uszach rozległ się ponownie głos Ed'a Sheeran'a. Kochałam odprężać się przy jego piosenkach, przywykłam już do tego. Szłam chodnikiem wyłożonym z kostek brukowych, aż w końcu zobaczyłam swój dom; wielki, biały budynek, z zielonym otaczającym go żywopłotem, ścieżka ułożona z kostek brukowych i biała altanka, która rzucała się w oczy. Wbiegłam na ścieżkę i pociągnęłam za klamkę drzwi. Weszłam do środka i powędrowałam na górę. Taty znów nie było; norma. Cały dom dla siebie, mogę robić co mi się żywnie podoba. Mogę skakać, tańczyć; nawet chodzić w bieliźnie, ale to okropny widok jak dla mnie. Jeszcze by mnie ktoś przez okno dojrzał, to dopiero wstyd bym miała. Poszłam do swojego pokoju, po czym rzuciłam swoją torebkę w kąt pokoju, a swoje białe converse rzuciłam w drugi kąt. Ściągnęłam swoją szarą bluzę i wsadziłam ją do szafki. Swoje rozpuszczone włosy związałam w wysokiego kucyka i zeszłam na dół, poprzednio biorąc do ręki swój telefon. Nagle poczułam wibracje w ręce. Spojrzałam na wyświetlacz: "Jedna wiadomość od Harry". Czego on jeszcze chce?
"Obraziłaś się na mnie? x"
Zaczęłam mu odpisywać:
"A za co miałam się obrażać? :)))))))"
Przesadziłam z uśmieszkami.
"Za to, że nie chciałem ci powiedzieć? Tak w ogóle ktoś pod Twoimi drzwiami stoi xx"
Nie odpisałam Harry'emu, tylko ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Harry; serio? Śmiał się, uśmiechając.
- No i z czego rżysz, głupku? - powiedziałam, lekko rozbawiona.
- Wrobiłem cię, prawda? - nadal się śmiał.
- Trochę tak... dobra, mniejsza z tym, właź - złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam do środka.
- Uuu, lubię takie - poruszył zabawnie brwiami, na co wybuchnęłam śmiechem.
Przycisnął mnie do ściany i spojrzał mi w oczy. Zaczął mnie całować, a ja nie stawiałam żadnych oporów. Co ja robię ze swoim życiem? Może i kochamy się nawzajem, ale jakoś niekiedy mnie do siebie zniechęca. Myślę, że robi to specjalnie. Chce się ze mną podroczyć? Chce, żebym przez niego cierpiała, tak jak kiedyś? Chce, abym się dla niego zmieniła? Była zimną, wredną suką? Nawet niech nie myśli, że jak on kiwnie palcem, to ja się zmienię. Jestem jaka jestem i nikt mnie nie zmieni.
Oderwał się ode mnie i stanął przede mną.
- O czym teraz myślałaś? - spojrzał na mnie.
- O niczym nie myślałam, a dlaczego pytasz? - skłamałam.
- Nie, nic.
- No okej. - przeciągnęłam "e". - Chodźmy usiąść.



- Czy ty zawsze jesteś tak cholernie upierdliwa?! - w mojej głowie roznosił się krzyk Harry'ego.
- Jeśli uważasz, że taka jestem, to po co w ogóle ze mną gadasz? Po co do mnie przychodzisz? Po co mnie całujesz, przytulasz?! Ja się pytam do cholery po co?! - krzyczałam na niego.
Machnął ręką i ruszył do drzwi od domu. Pociągnął za klamkę, odwrócił wzrok na mnie i wyszedł. Tak po prostu sobie wyszedł bez słowa. Zajebiście, najlepiej niech nie wraca... eh, mam go dość.





TAM TARA DAM!
NOWY ROZDZIAŁ! :D
EJ, SZCZERZE?
POGUBIŁAM SIĘ JUŻ W TYM, CO PISZĘ XD
ALE MNIEJSZA Z TYM XD
NIE WIEM, CZY JUŻ SIĘ WAM PODOBA TEN BLOG, ALE OK.
NIE BĘDĘ JUŻ ROBIĆ TYCH GŁUPICH SZANTAŻÓW I W OGÓLE, BO I TAK MIAŁAM TEN ROZDZIAŁ DODAĆ, GDY BĘDZIE 20 KOMENTARZY, JEST 14, ALE ŻE MAM TERAZ FERIE I CZAS, TO GO DODAJĘ TERAZ.
CO MOGĘ TU WIĘCEJ POWIEDZIEĆ?
CHYBA NIC. 
DOBRA, KOMENTUJCIE XD 

XOXO, HORAANOWA.

sobota, 1 lutego 2014

Chapter 5: Job & Summer Love


  • STWORZYŁAM ZAKŁADKĘ "PYTANIA", W KTÓREJ MOŻECIE PYTAĆ MNIE O RÓŻNE RZECZY, NA KTÓRE ODPOWIEM W OSOBNYM POŚCIE NA TYM BLOGU.
  • ZAPRASZAM DO GŁOSOWANIA W ANKIECIE, NA POZYTYW, NEGATYW (ZALEŻY, CO WYBIERZECIE).
  • OSOBNA NOTKA POD TYM ROZDZIAŁEM, KTÓRA JEST DLA MNIE DOSYĆ PRZYKRA.


- Ma pani jakieś doświadczenie związane z pracą na kasie, ogólnie w barze? - usłyszałam pytanie, które kierowane było od szefowej "Karaoke Coffee".
- Tak, pracowałam w barze przez pół roku, lecz musiałam odejść ze względu na naukę - zapewniłam, lekko się uśmiechając.
Starsza kobieta koło czterdziestki spojrzała na mnie i odwzajemniła gest. Wyciągnęła z szuflady swojego biurka jakieś papiery i podstawiła mi je pod nos. Zanim przeczytałam o co chodzi, musiałam odpowiedzieć na parę pytań, w jakim barze pracowałam, jako kto itp.
- Jest pani zatrudniona, tylko proszę podpisać te dokumenty - podała mi długopis.
Wzięłam, cicho dziękując i podpisałam umowę pracy.
- Witamy w naszym barze! Widzimy się jutro, niech pani przyjdzie na 9 - wstałam z miejsca i podałam rękę kobiecie dziękując jej.
Bardzo się ucieszyłam, że zostałam przyjęta do baru, w którym możesz pośpiewać karaoke podczas pracy i posłuchać, jak inne osoby dają z siebie wszystko. Lokal był na tyle duży, że mogłaby się tam odbyć jakaś niewielka impreza. Bardzo kocham śpiewać i swoją wolną chwilę poświęcam na tym. Nauczyciele bardzo mnie chwalili za to, gdy śpiewałam na różnych imprezach i uroczystościach szkolnych. Tata zawsze wszystko słyszał tylko wtedy, gdy jest w domu i również pochwali, ale to bardzo rzadko...
Wyszłam z kawiarni i skierowałam się w stronę drogi, która prowadziła do mojego domu. Dziś znów postanowiłam przejść przez skróty zapominając, co się wtedy w tej uliczce stało. Rozmyślałam nad tym, jak pracownicy mnie zaakceptują, jak zareagują, że w ich załodze jest nowa osoba. Nagle usłyszałam piosenkę, która leciała w głębi uliczki. Kojarzyło mi się to z punk rockiem, lecz nie byłam w stu procentach tego pewna. Nagle zauważyłam Harry'ego, który opierał się o mur i palił papierosa, robiąc coś na komórce. Na jego przedramieniu ujrzałam tatuaże; jeden wyglądał jak duży statek. Postanowiłam koło niego przejść totalnie bez słowa, nie zwracając na niego uwagi, jakby go tam nie było. Gdy byłam blisko niego szłam dumnym krokiem, przeczesując palcami swoje włosy. Na moim nadgarstku nagle poczułam mocny ucisk i ciągnięcie. Moje oczy spotkały się z tymi zielonymi oczami, które co jakiś czas zmieniały kolor. Nasze twarze dzieliły co najmniej milimetry. Było mi źle, że jestem odrobinę niższa od Harry'ego, ale podniecało mnie to. Spojrzał mi w oczy i przycisnął lekko do muru. Znów zaczęłam się bać, moje życie kręci się w okół samych złych kolesi.
- Punk rock jest dobry dla ciebie - powiedział i przejechał swoimi wargami wzdłuż moich.
Wpił się w nie, nie przestając. Chciałam się od niego jakoś wyrwać, chociaż żeby przestał to robić. Po paru sekundach starań uległam i wprawiłam swoje usta w ruch. Nasze języki świetnie ze sobą współgrały. Harry badał moje wnętrze, a ja odwzajemniałam to. Chłopak w pewnej chwili zaczął składać małe i lekkie pocałunki na moich ustach. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Dobra jesteś w takich sprawach - zachichotał.
Na moje policzki wstąpiły niemiłosiernie czerwone wypieki. Wyglądałam pewnie wtedy jak natapetowany burak...
- Daj papierosa - skinęłam głową na paczkę fajek wystającą z jego tylnej kieszeni.
Sięgnął po paczuszkę i otworzył ją. Wyciągnęłam z niej jednego papierosa i odpaliłam go, cicho dziękując. Moje płuca wypełnił dym, który wprost uwielbiałam. Wypuściłam dym z ust i popatrzyłam na swoje buty.
- Ty palisz? - spojrzał na mnie nie kryjąc zdziwienia.
- Tak, a coś w tym złego? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Nie, nie. Wręcz przeciwnie - nudzisz mnie, Styles.
Popatrzyłam na niego obojętnym wzrokiem. Chłopak ciągle mi się przypatrywał, a przez moje plecy przeszedł przyjemny dreszcz.
- Możesz przestać się tak na mnie gapić? - zaciągnęłam się dymem ostatni raz, po czym rzuciłam peta na ziemię i go zadeptałam.
Próbowałam udawać przed nim całkiem obojętną. Przy jego obecności ciągle czułam "motylki w brzuchu". Podobno w moich oczach można łatwo wykryć, że jestem zakochana, a ja nie chciałam, by Harry to zobaczył. Tak, przyznaję się bez bicia; kocham Harry'ego. Uświadomiłam sobie w końcu, że jestem w nim zakochana; nawet nie wiem, kiedy to się stało. 
- Wykryłem coś, patrząc w twoje oczy - uśmiechnął się zadziornie, wkładając swój telefon do tylnej kieszeni. 
- C-c-co takiego? - zaczęłam się jąkać; cholera. 
Podszedł do mnie ponownie, łapiąc mnie za rękę. Wyrwałam ją z jego uścisku i odsunęłam się od niego.
- Ja ci się chyba podobam - zachichotał. 
A jednak; wykrył. Dlaczego? Nie patrzyłam mu w oczy, jak on mógł to zobaczyć? No trudno, niech dzieje się co chce. 
- Nieprawda - popatrzyłam na niego, chichocząc. 
- Oj, ja dobrze wiem, że tak. Misiek - wystawił ręce przed siebie. 
Podeszłam do niego i przytuliłam go. Dlaczego ja to zrobiłam? Jestem dziwna.


"Wave your hands in the air
Like you don’t care

Glide by the people

As they start to look and stare

Do your dance
Do your dance
Do your dance quick, mama
Come on, baby
Tell me what’s the word"*

Nuciłam sobie pod nosem piosenkę, która leciała w radio. Siedziałam w pokoju, kreśląc na kartkach różne bazgroły, które potem miałam zamiar powiesić nad łóżkiem. Rysunki przedstawiały między innymi serduszka, samoloty, znak nieskończoności i inne takie rysuneczki. Czasem lubiłam usiąść wygodnie w swoim biurkowym fotelu, wyciągnąć jakiś zeszyt i długopis, i pisać czy rysować cokolwiek dla zabicia nudy. Wzięłam pinezki i zaczęłam przyczepiać je nad łóżkiem. Obrazek samolotu przypomniał mi wisiorek Harry'ego; samolot z papieru. Był za piękny, bym nie mogła go zapomnieć. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Wzięłam go do ręki, przykładając go do ucha, poprzednio klikając zieloną słuchawkę.
- Cześć, śliczna. Może gdzieś dziś razem wyskoczymy? - usłyszałam ten znajomy, zachrypnięty głos.
- Em, cześć. Wiesz, jakoś nie mam ochoty - skłamałam. 
- To ja wpadnę do ciebie, będę za 10 minut - usłyszałam po drugiej stronie głuchą ciszę. 
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo się rozłączył. Tata miał wrócić z pracy dopiero rano, więc niestety nie miałam żadnej wymówki dla Harry'ego. Zeszłam do kuchni, by zagrzać wodę na herbatę. Dziś jest jakoś dziwnie zimno jak na lato, więc musiałam napić się czegoś ciepłego. Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Podbiegłam do drzwi, po czym je szybko otworzyłam.
- Ale ty ślicznie wyglądasz w takiej fryzurze - dotknął palcem czubek mojego nosa i wprosił się do środka. 
Co? Jakiej fryzurze? 
Podbiegłam do lustra i doznałam palpitacji serca. Moje włosy były rozburzone na każdą możliwą stronę, więc wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam rozczesywać poplątane włosy. Gdy skończyłam tą czynność, skierowałam się do kuchni, w której siedział już rozgoszczony Harry, popijając moją herbatę. To ja się specjalnie fatygowałam taki kawał z mojego pokoju do kuchni, by zrobić sobie herbatę, a on mi ją wypija? Ugh, zabić tylko. 
- Wiesz co? Wypijasz właśnie bezczelnie moją herbatę! - wytknęłam go palcem. 
- Oh, przepraszam. Nie wiedziałem, że to twoja - uśmiechnął się zadziornie i wstał z krzesła. 
Zbliżył się do mnie, po czym zaczął mnie całować. Jego miękkie, malinowe usta rozkoszowały się moimi. Chłopak złapał mnie za uda i podniósł do góry. Poczułam pod sobą coś twardego, a moje nogi zwisały na dół. Nie rozumiem, po co on mi to robi? On chce mnie wykorzystać, czy co? Droczy się ze mną? Za dużo pytań jak na tą chwilę. Oderwałam się od niego i zeskoczyłam na ziemię. 
- Po co ty to robisz? - wypaliłam bez zastanowienia.
- Ale przyznaj, że ci się to podoba - oparł się o blat, na którym przed chwilą siedziałam.
- Odpowiedz mi na to cholerne pytanie! - powiedziałam przez zęby. 
- Bo cię kocham, jasne?! Masz odpowiedź! - krzyknął, założył rękę na rękę i patrzył zdenerwowany w okno. 
Zamurowało mnie... zarumieniłam się i stanęłam przed nim.
- Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałeś? 
- Bo się bałem, jak zareagujesz, co zrobisz - spojrzał na mnie, oblizując wargę.
- Ty taki wielce bad boy bałeś się powiedzieć mi, co czujesz? No wiesz co? Wstydziłbyś się! - machnęłam ręką poirytowana. 
Widać było po nim, że jest lekko rozbawiony moim zachowaniem, bo ja usiadłam na krześle cała czerwona, wpatrywałam się tępo w podłogę i uśmiechałam się sama do siebie pod nosem. Moje całe życie to jakiś żart.
- Ty sobie ze mnie żartujesz, prawda? - popatrzyłam na niego. 
- Nie, jesteś moją summer love** - zbliżył się do mnie i mnie znów pocałował. 
Słodki jesteś, panie Harry Cholernie Zajebisty Styles. Odwzajemniłam pocałunek i nagle poczułam, jak brunet złącza nasze dłonie razem. Niby bad boy, a jednak romantyk.









* Little Mix - Word Up
** summer love - wakacyjna miłość.

środa, 22 stycznia 2014

Chapter 4: Help & Summer

KOLEJNY ROZDZIAŁ JUŻ JEST! 
ZAPRASZAM DO CZYTANIA, KOMENTOWANIA I GŁOSOWANIA W ANKIECIE! ♥





Wracałam od Leigh, która mieszka 5 ulic dalej ode mnie. Szłam ciemną uliczką; bałam się jak cholera. Nagle usłyszałam krzyki w głębi ten nory. Próbowałam wykryć, skąd wydobywają się te hałasy. Zaczęłam iść przed siebie ledwo słyszalnie. Obcasy nie pomagały mi, bym była cicho i mogła przysłuchać się rozmowie. Nagle podeszłam do stada pudeł, gdzie było ukrycie. Podbiegłam tam najciszej jak mogłam, by nie przykuć na siebie uwagi tych ludzi i weszłam w dziurę. Zaczęłam przyglądać się sytuacji, przez malutką dziurkę. Zauważyłam tam dwóch wysokich mężczyzn. U jednego z nich zauważyłam kręcone włosy, takie jakie ma Harry. Przysłuchałam się rozmowie. 
- Miałeś mi załatwić działkę na teraz, czy nie wyraziłem się jasno albo powiedziałem po chińsku?! - loczek krzyczał na chłopaka obok siebie. 
- Harry, diler był dziś zajęty i nie mógł przyjechać, czy ty tego nie rozumiesz? Ile razy mam ci to tłumaczyć? - odpowiedział spokojnym tonem ten drugi. 
- Jutro rano widzę działeczkę u mnie w rękach; najlepiej zanim pójdę do szkoły, bo już nie wytrzymuję - czy to był ten Harry? 
On ćpa? No to już coś o nim wiem oprócz imienia i nazwiska. 
- Dobra, spróbuję coś załatwić - powiedział jego kolega, odchodząc. 
Gdy chciałam wyjść z ukrycia, moja noga utknęła w dziurze między ziemią a ścianą jakiegoś budynku. Pudła zaczęły się wahać i nagle spadły na ziemię z hukiem. Moim pierwszym widokiem był Harry, który palił papierosa. Wzdrygnął się, gdy zobaczył upadające pudła, a w pewnym momencie mnie. Jak zobaczyłam jego wzrok, który był przepełniony obawą, że wszystko słyszałam, spuściłam głowę na swoją nogę. Chłopak podbiegł do mnie, krzycząc. 
- Co ty tu robisz?! Czy ty wszystko słyszałaś?! - kucnął przede mną, patrząc mi w oczy. 
Przy nim nie dało się kłamać, bałam się, że przez kłamstwo, które bym mu wcisnęła mogłabym pogorszyć całą sytuację i dostać dwa razy mocniej. Miałam do czynienia z narkomanem. Nigdy nie wiadomo, co może im strzelić do głowy na głodzie. Szarpałam nogą, próbując ją wydostać z zimnej nory. Harry zauważywszy to, złapał moją nogę i delikatnie nią poruszył w boki i pociągnął do góry. Stopa wraz z butem wydostały się z tego, po czym złapałam rękę loczka, która widniała przed moją twarzą, by pomóc mi wstać. 
- Dziękuję za pomoc - lekko się do niego uśmiechnęłam.
- Nie ma sprawy, ale teraz wytłumacz mi jedną rzecz; jak ty się tu znalazłaś? - usiadł na jednym z pudeł, łącząc swoje dłonie w jedną całość. 
- No bo ja wracałam od mojej przyjaciółki i szłam na skróty tymi uliczkami, chociaż że się bałam i nagle usłyszałam krzyki, ogólnie hałas. Chciałam zobaczyć, kto tak okropnie hałasuje, więc się tu zakradłam i schowałam w tych pudłach. Niechcący usłyszałam końcówkę rozmowy i tyle - powiedziałam, skanując wzrokiem wszystko, oprócz Harry'ego.

- Spójrz na mnie. Spójrz mi w oczy - zrobiłam tak jak kazał.

W pewnym momencie ujrzałam, jak jego kąciki ust podnoszą się lekko do góry. Zaniemówiłam na ten widok. To był najpiękniejszy gest, jaki zrobił od tego wydarzenia na parkingu. Chyba nie był już na mnie wkurzony, bo gdyby był, nie pomógłby mi wyciągnąć nogi z tej dziury i by się do mnie nie uśmiechnął.
- Nie musieliśmy się jednak umawiać, bo już się spotkaliśmy - powiedział, patrząc mi w oczy i nadal się uśmiechając.
- Ale ja nie chciałam się spotykać - spuściłam głowę, a na moje policzki wstąpiły piekielne czerwone rumieńce.
- Rozumiem, że nie chciałaś po tym, co zrobiłem na parkingu... - również spuścił głowę i złapał mnie za dłonie. - I właśnie za to chcę cię przeprosić, Jade - popatrzyłam mu w oczy.
Czy on właśnie mnie przeprosił? Ma już u mnie plus za to, że umie przepraszać za krzywdy, jakie wyrządza innym ludziom.
- Wybaczam ci, ale to naprawdę mnie bolało - założyłam kosmyk moich włosów za ucho i spojrzałam na niego.
- Nie chciałem tego. Poniosły mnie emocje i w ogóle... sama pewnie wiesz, jak to jest, gdy ktoś cię kimś nazwie, kim tak naprawdę nie jesteś.
- Bardzo dobrze to rozumiem - uśmiechnęłam się do niego.


- Skoro już tyle rozmawiamy, to może coś o sobie opowiesz? - byliśmy na spacerze w parku. 
Harry chciał odprowadzić mnie do domu, więc zgodziłam się, bo było ciemno i bardzo późno, bym wracała sama.
- A co ja mogę powiedzieć? - usiedliśmy na pobliskiej ławeczce. - Moje życie nie jest ciekawe.
- Żartujesz sobie chyba? Nie wiem o tobie nic, oprócz tego, jak się nazywasz i że... no... wciągasz - przestraszyłam się, że mógłby znów mi coś za to zrobić. 
- Dobrze, mogę ci coś opowiedzieć, ale jak na razie będzie musiało ci to wystarczyć - wziął głęboki wdech. - Do Londynu przeprowadziłem się rok temu, wcześniej mieszkałem w Holmes Chapel. Rodzice wyrzucili mnie z domu, bo jak twierdzili: "masz już 18 lat, powinieneś zacząć pracować, mieszkać sam i znaleźć sobie dziewczynę", ta paplanina rodziców. Z Zayn'em kumpluję się od lat. Kiedyś prawie zostałem zatrzymany przez policję za jeżdżenie w wyścigach. 
Czekaj co?! Jeździł na wyścigach i prawie zatrzymała go policja? No to ciekawą ma przyszłość.



- Ty sobie ze mnie jaja robisz? - Perrie spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Nie, nie robię sobie z ciebie jaj. Dobrze wiesz, jak się wtedy zachowuję - zachichotałam.
Mój fotel, który tata ostatnio mi kupił był bardzo wygodny. Siedziałam swoim ciałem na prawie całym fotelu, który był cały czarny w białe kropki. Nie pasował zbytnio do mojego pokoju, ale ujdzie w tłumie.
- Nie mogę uwierzyć w jego zachowanie... nawet go już nie rozumiem! - machnęła ręką, śmiejąc się.
- To Harry, jego nie ogarniesz - znałam go prawie dwa tygodnie, a już to wiedziałam.
Skrzywiłam się w pół, gdy na moim obolałym ramieniu spoczęła ręka Pezz. Ściągnęła bluzkę z mojego ramienia i przyglądała się siniakowi. Po jej wyrazie twarzy było można wywnioskować, że był to "nie smaczny" widok.

- Aż tak źle? - moje oczy wyskoczyły z orbit, gdy w lusterku, który dał mi Perold ujrzałam mocno fioletowego siniaka w kształcie odbitych dużych palców.

Dziewczyna ponownie zaczęła skanować moje ramię, dotykając je. Syczałam w odpowiedzi, krzywiąc się. Pod wpływem ciągłego dotykania do moich oczu nazbierały się łzy. Jedna z nich spłynęła samotnie po moim zaróżowionym policzku, a ja jak najszybciej starłam ją kciukiem. Nie lubiłam płakać, szczególnie w takich przypadkach, w jakim znalazłam się teraz.
- Wystarczy, dość - powiedziałam, rozklejając się.
Nigdy wcześniej nic tak mnie nie bolało, jak ta fioletowa plama. Miałam w tamtej chwili ochotę dać Harry'emu prosto z pięści w twarz. To by było za mało; najlepiej jeszcze kopniaka w jego przyrodzenie. Tak, to byłaby dobra nauczka. Przyjaciółka chciała mnie pocieszyć, przytulając mnie.
- Ej, nie płacz. Wszystko będzie dobrze, po paru dniach to zniknie i przestanie cię boleć, skarbie - mówiła, bym tylko przestała płakać.
Dziękuję Bogu za to, że była przy mnie wtedy osoba, której bardzo potrzebowałam. Perrie była chyba najbardziej zaufaną mi osobą. Znam ją od piaskownicy. Nie raz były między nami potyczki, ale i tak po paru sekundach czy minutach znów się godziłyśmy. Nigdy nie pokłóciłyśmy się tak bardzo, że nie odzywałyśmy się do siebie długo. Ona jest dla mnie jak siostra, której nie mam. Niekiedy nawet zastępuję mi mamę i bardzo jej za to dziękuję.


* 4 miesiące później*

Dziś zakończenie roku szkolnego. To był mój ostatni rok w tej szkole i dziś ją kończę. Nie mogę uwierzyć, kiedy to tak szybko zleciało. Dopiero co ją zaczynałam, a tu buuuum! Już z niej wychodzę. Postanowiłam sobie, że po szkole od razu idę na rozmowę o pracę do "Karaoke Coffee". Dziwna nazwa, ale i tak poszukują tam kelnerki i ogólnie kogoś do pomocy, a że nie chcę siedzieć całymi dniami w domu i się wylegiwać przed telewizorem, jak to robi większość, to wolę iść do pracy i zarobić kilka groszy. 
Stałam przed toaletką w łazience i robiłam sobie makijaż. Byłam już ubrana, ale teraz muszę zrobić coś z włosami. Zaczęłam przerzucać nimi na wszystkie strony, aż wpadłam na pomysł. Wzięłam potrzebne mi urządzenia i zaczęłam robić fryzurę. Skończyłam to sukcesem. Fryzura mi się udała! Brawo dla mnie! 
Zeszłam na dół na śniadanie i szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni. Wybrałam odpowiedni numer i przystawiłam urządzenie do ucha, poprzednio wciskając zieloną słuchawkę. 
- Hej, Jade! Co tam słychać?! - usłyszałam radosny głos Verony pomieszany z jej poranną chrypką. 
- Wszystko w porządku, a jak u ciebie? Mam małe pytanie. Czy mogłabym się z tobą zabrać do szkoły na zakończenie? - zapytałam, przykładając kciuka do ust. 
Wyczekując odpowiedzi przejechałam nim po dolnej wardze. 
- Pewnie, czekaj przed swoim domem o 9:40! 
- Dziękuję, jesteś kochana! Do zobaczenia! - szybko się rozłączyłam i zaczęłam się dobierać do kanapek z serem, i ciepłą herbatę. 
Musiałam się porządnie najeść, bo po zakończeniu nie będę miała czasu zjeść nigdzie na mieście, no chyba że po rozmowie wybiorę się z dziewczynami na jakiś obiad czy jakiś deser. Spojrzałam na zegarek; była 9:36. Za 4 minuty miała podjechać Verona. Szybko wstałam od stołu, konsumując ostatni kawałek kanapki i popędziłam do przedpokoju ubrać czarną marynarkę, ubrałam czarne obcasy, wzięłam do ręki swoją kopertówkę i popędziłam przed dom, poprzednio żegnając się z tatą. Przed domem już czekała na mnie Verona w swoim srebrnym aucie, który dostała od rodziców na osiemnastkę. Podbiegłam do samochodu i zajęłam miejsce pasażera. Przywitałam się z dziewczyną i ruszyłyśmy w kierunku szkoły. 
Po 10 minutach byłyśmy na miejscu. Dziewczyna zaparkowała auto na parkingu i poszłyśmy do budynku. Na miejscu przywitałam się z Perrie i oczywiście zostałam "powitana" przez wzrok Harry'ego. Zauważyłam, że do nas podchodzi.

- Cześć piękna. Ślicznie dziś wyglądasz, z resztą jak zawsze - powiedział, uśmiechając się.

Czemu on musi być tak cholernie przystojny? Od parunastu dni czuję motylki w brzuchu na jego widok. Ciągle nie mogę się na niczym skupić, bo ciągle myślę o nim. Coś się dzieje. Nie wiem do końca co, ale coś na pewno. Odwróciłam się na pięcie udając zaskoczoną jego obecnością.
- O, hej Harry! - powiedziałam, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Zaraz zaczyna się zakończenie, chcesz usiąść ze mną? - spojrzałam na niego zdziwiona.
Chłopak drapał się po karku, chyba raczej bojąc się mojej odpowiedzi.
- Ummm... chciałam usiąść z Perrie, ale chyba mi to wybaczy - puściłam przyjaciółce oczko. - Z chęcią usiądę.
- To super! - klasnął w dłonie. - Będę na ciebie czekał za 5 minut koło wejścia! - powiedział i poszedł w stronę stołówki.
Dziwnie się wobec mnie zachowuje, jest inny niż wcześniej. Wcześniej omijałam go szerokim łukiem, bo bałam się go niemiłosiernie. To już koniec roku szkolnego i myślę, że więcej już się z nim nie zobaczę, nie będę musiała się go bać, no ale jest jeden mały problem... mieszkamy w Londynie niedaleko siebie, dosłownie tylko jedną ulicę od siebie, więc możliwe, że będę go widzieć, co jest dla mnie problemem. Nie to, że go nie lubię czy coś, jest uroczym chłopakiem, ale jednak chyba nie dla mnie. Jesteśmy z dwóch innych światów.







czwartek, 16 stycznia 2014

Chapter 3: Past


W ROZDZIALE POJAWIAJĄ SIĘ WULGARYZMY. 
KURSYWA TO WSPOMNIENIA.






- Czy ty zawsze musisz się w coś wpakować?! - tata krzyknął na mnie, chodząc w tą i z powrotem.
- Tato, uspokój się. To ni... - nie dał mi dokończyć.
- Nie mogę się uspokoić! Kiedyś brutal cię pobił, zdradził, a teraz znów pakujesz się w jakieś gówno! Teraz kolejny kryminalista zamota ci w głowie?! - ojciec o mało nie wyrywał sobie włosów z głowy, taki był wkurzony.
- Ty go nawet nie znasz, nie widziałeś i mówisz, że to kryminalista?! - wstałam z miejsca; zaczęłam się powoli denerwować.
- Czy ty go bronisz? - stanął przede mną, patrząc na mnie ze wściekłością w oczach.
- Tak, bronię go.
Nie wierzę, że w końcu udało mi się postawić ojcu. Może i zgrywamy super happy rodzinkę bez matki, ale i tak tata nie jest od czasu rozwodu taki jak kiedyś; jedynie czasami. Wkurzało mnie to, że denerwował się z jakiejkolwiek rzeczy, jaką ktoś mi zrobi. Tak naprawdę, to mówię mu to wszystko tylko dlatego, że chcę być z nim szczera, a nie kłamać mu w żywe oczy. Niepotrzebnie zaczyna te wszystkie awantury, z których i tak nic nie wyniknie. Zawsze mi mówi: "Chcę cię chronić, choćby nie wiem co miało się stać, rozumiesz, Jade? Jesteś moją jedyną córką i tylko ty mi pozostałaś, nikt więcej. Więc jeśli mnie kochasz, zawsze bądź ze mną szczera i nie kłam wobec mnie. Dobrze wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.". Rozumiem, że jestem jego córką, boi się o mnie, ale dobrze wie, że sama też umiem sobie dać radę niezależnie od sytuacji, więc niech zluzuje porty, wypnie klatę do przodu i niech mną się przejmuje wtedy, gdy będę tego potrzebować.
- Dlaczego ty chcesz zacząć się ze mną teraz kłócić? - oparł się o blat kuchenny, patrząc na mnie.
- Ja chce się kłócić? To ty wszystko zacząłeś, ty ciągle chcesz pogorszyć naszą sytuację. Chcesz, żebym wróciła do mamy? Proszę bardzo, w każdej chwili mogę! - wykrzyknęłam mu w twarz i ponownie usiadłam na kuchennym krześle.
- Zrobię wszystko, tylko tam nie wracaj. Nie zostawiaj mnie samego na pastwę losu, Jade... - zauważyłam w jego oczach łzy.
- Nie zostawię cię, ale nie wszczynaj niepotrzebnych kłótni, tato - wstałam z siedzenia i poszłam do swojego pokoju.


Leżałam na łóżku, patrząc w biały sufit. Myślałam o dzisiejszym wydarzeniu na parkingu i o tym, jaki on może być. Może jest inny niż my wszyscy? Może po prostu jest sobą i nikogo nie udaje? Może obiecał coś komuś, ta osoba zniknęła, a on chce spełnić swoją obietnicę? Może ma osobę, na której mu zależy? Za dużo tego "może". Nie powinnam ciągle tego mówić, nie wiedząc o nim nic. Muszę porozmawiać z nim na spokojnie, zapoznać się z nim i wtedy mogłabym go oceniać, ale moja głupota nie zna granic.


- Jade wstawaj do szkoły, bo się spóźnisz! Jest 7:50! - tata wparował do mojego pokoju.
Gdy to usłyszałam wstałam na równe nogi jak oparzona, podbiegłam do szafy, by wziąć to i iść do łazienki. Lekcje miałam dziś na 8:05, a do szkoły mam 15 minut drogi i spóźniłabym się na biologię. 
- Nie śpiesz się tak, żartuję tylko! Jest dopiero 7! - ale masz dziś tato poczucie humoru, hmm... 
- Nienawidzę cię - splunęłam, śmiejąc się. 
- Dziś podwiozę cię do szkoły, nie będziesz szła w taki deszcz - ojciec uśmiechnął się do mnie, wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi. 
Skoro miałam tak dużo czasu, to mogłam iść się ogarnąć. Wzięłam w ręce ciuchy i poszłam do łazienki. Ściągnęłam piżamę i weszłam pod strumień ciepłej wody. Spływała po moim ciele, oczyszczając mnie ze wszystkiego; jakby każdy błąd, który popełniłam zupełnie znikł... Potrzebowałam takiego orzeźwienia. Nałożyłam płyn na ręce i zaczęłam go w siebie wcierać. Gdy byłam calutka w pianie opłukałam się i wyszłam spod prysznica. Otuliłam się ciepłym ręcznikiem i podeszłam do toaletki. Związałam swoje włosy w wysokiego koka i sięgnęłam po tusz do rzęs. Przejechałam szczoteczką w zdłuż rzęs i odłożyłam na miejsce. Wzięłam czerwoną szminkę i przejechałam po moich malinowych ustach. Postanowiłam się ubrać w wcześniej przygotowane ubrania i zrobić coś ze swoimi włosami. 
Gdy byłam już ubrana, ponownie podeszłam do toaletki, by czynić cuda na moich włosach. Sprawdziłam godzinę; 7:15. Wow! Szybko się wyrobiłam. Zrobiłam sobie taką fryzurę i byłam gotowa. Zeszłam na dół, skręcając do kuchni. Poczułam zapach tostów... KOCHAM CIĘ, TATO! 
- Jestem tak głodna, że zjadłabym konia z kopytami!* - wykrzyknęłam, siadając przy stole. 
- Dziś mistrz Robin Thirlwall serwuje wspaniałe danie dobre na każde śniadanie dla zbuntowanych nastolatek; tosty z czekoladą! - tata trzymał niewidzialny mikrofon przy swoich ustach i krzyczał.
Śmiałam się z tego, bo zawsze gdy robi śniadanie, a potem chce mi je dać udaje kogoś. On bardzo dobrze wiedział, że lubię, gdy podczas śniadania jest odrobinka humoru.
- A ty... nie chcesz wyjechać na Florydę, prawda? - stanął koło blatu, pocierając kark. Widać było, że jest zdenerwowany.
- Nawet nie zamierzam się tam wybierać! Matka i ta jej fałszywa rodzinka zniszczyłaby mnie fizycznie i psychicznie. Ona i ten jej koleś pewnie pieprzą się all day, all night, a bachory mieszkają z jego rodzicami, bo chcą mieć chwilę spokoju - dałam nacisk na "chwilę".
Kiedyś, parę lat temu po rozwodzie rodziców chciałam mieszkać z mamą na Florydzie. Byłam tam zaledwie 2 miesiące, ona zgrywała wspaniałą i kochającą matkę, a potem pojawił się ten jej nowy mężuś. Gdy mama szła do pracy, ja zostawałam z nim sama w wielkim domu. Miałam zaledwie 16 lat, a on się do mnie dobierał; raz nawet mnie zgwałcił. Powiedziałam o tym matce, ale ona mi nie uwierzyła i jeszcze za to zostałam spoliczkowana, bo "kłamałam". Od tamtej pory nawet nie zamierzałam kontaktować się z nią i tą jej rodzinką. Prędzej bym zwymiotowała, gdybym znów zobaczyła te ich szpetne mordy... 



- Dlaczego ty mnie okłamujesz, smarkulo?! - słyszałam wokół siebie krzyki matki.
- Ja cię nie okłamuję, mówię ci prawdę tak jak było, a ty mi nie wierzysz! Masz mnie w dupie, nawet się przed nikim do mnie nie przyznajesz. Tak nie zachowuje się matka, wiesz? Ja ciebie już mamą nazwać nie mogę. Jesteś dla mnie obcą kobietą! Nawet nie wiem, co ja tu dalej robię. Już wczoraj powinnam spakować walizki i wyprowadzić się do taty, bo chociaż on mnie rozumie, i mnie nie okłamuje, a ty mnie tak po prostu zabrałaś z Londynu, bo "tatuś tak chciał" - w końcu mogłam jej powiedzieć, co mi na sercu leży.
- Nie możesz wrócić do Londynu, nie rozumiesz?! - nadal podnosiła na mnie głos, tym razem machając rękami.
- Nie odebrałaś tacie praw rodzicielskich, więc mogę! Nie będziesz mnie już pouczała o niczym, a tym bardziej o seksie. Sama przyprowadzasz do domu różnych kolesi, gdy nie ma Kevina i się pieprzycie, to ty myślisz, że nie słychać tych waszych jęków "oh, ah, mocniej, szybciej, zaraz dojdę, oooohhhh!"?! Jesteś zwykłą dziwką! Nienawidzę cię! - krzyknęłam i chciałam uciec do pokoju.
W ostatniej chwili, gdy moja ucieczka miała się powieść, poczułam na swoim nadgarstku lodowatą dłoń matki i widziałam tylko jej ciemne oczy, które opisywały wiele. Nagle podniosła rękę i wcelowała prosto w mój lewy policzek. Zaczęłam na nią wyklinać i uciekłam do pokoju. Wyciągnęłam z szafki walizki i spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Zabrałam wszystkie swoje oszczędności i wyszłam w nocy przez okno. Udałam się na lotnisko, z którego poleciałam do Londynu. Pamiętałam adres taty i miałam nadzieję, że nadal tam mieszka. Pokierowałam kierowcę taxi na wyznaczony adres i godzinę później stałam pod dużym domem, otoczonym po bokach zielonym żywopłotem, ścieżka z kostek brukowych prowadząca pod same drzwi budynku, furtka do ogrodu i duże okna zastępujące gdzieniegdzie ściany. Ruszyłam do dębowych drzwi, trzymając w dłoniach rączki walizek, a na ramieniu trzymając swoją czarną torbę. Zapukałam parę razy, a chwilę później otworzył doskonale znany mi mężczyzna; tata. Rzuciłam mu się na szyję.
- Od dziś jestem z tobą. Nie wrócę tam nigdy więcej! - powiedziałam, dławiąc się łzami...




Siedziałam na biologii w ostatniej ławce pod oknem; moje ulubione miejsce. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Dziś była brzydka pogoda; raz świeciło słońce, potem padał deszcz. Nienawidziłam zmiennych pogód. Nagle poczułam ukucie w ramię i rękę Verony, która trzymała jakąś karteczkę. Wzięłam ją od niej i ją rozwinęłam. Przeczytałam całość i się zdziwiłam... 
HARRY: "Jak Twoje ramię? Nadal boli? Pamiętaj, że jeszcze raz się taka sytuacja powtórzy, a Twoja buźka nie będzie taka ładna. LOL ♥". 
Czy ten człowiek jest nienormalny?! Grozi mi w jakiejś durnej karteczce i jeszcze na koniec pisze serduszko? Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam mu odpisywać. 
JADE: "Nie rozumiem, o co ci chodzi :)". 
HARRY: "Nie żartuj sobie ze mną... ;/ Dobrze wiesz, o co chodzi i nie zgrywaj niewiniątka!".
JADE: "A czy ja takiego kogoś zgrywam?".
HARRY: "Tak, zgrywasz.".
JADE: "Jakoś mi się tak nie wydaje.".
HARRY: "Może wyjdziemy dziś wieczorem gdzieś razem? :))".
Czy on próbował się ze mną umówić? 
JADE: "Nie, dzięki. Nie odpisuj już, bo będziemy mieć przechlapane u profesorki! -,-".
Nie mam zamiaru z nim nigdzie wychodzić. Czy on nie rozumie, że nie jestem taka łatwa? Mógł się z resztą sam przekonać na własnej skórze, a to że mnie zastraszy, a potem napisze jakiś zasrany liścik, to mnie zdobędzie, przeleci i zostawi? Hahahahahaha, mylił się. Nie jestem w jego typie i nigdy nie będę...