W ROZDZIALE POJAWIAJĄ SIĘ WULGARYZMY.
KURSYWA TO WSPOMNIENIA.
- Czy ty zawsze musisz się w coś wpakować?! - tata krzyknął na mnie, chodząc w tą i z powrotem.
- Tato, uspokój się. To ni... - nie dał mi dokończyć.
- Nie mogę się uspokoić! Kiedyś brutal cię pobił, zdradził, a teraz znów pakujesz się w jakieś gówno! Teraz kolejny kryminalista zamota ci w głowie?! - ojciec o mało nie wyrywał sobie włosów z głowy, taki był wkurzony.
- Ty go nawet nie znasz, nie widziałeś i mówisz, że to kryminalista?! - wstałam z miejsca; zaczęłam się powoli denerwować.
- Czy ty go bronisz? - stanął przede mną, patrząc na mnie ze wściekłością w oczach.
- Tak, bronię go.
Nie wierzę, że w końcu udało mi się postawić ojcu. Może i zgrywamy super happy rodzinkę bez matki, ale i tak tata nie jest od czasu rozwodu taki jak kiedyś; jedynie czasami. Wkurzało mnie to, że denerwował się z jakiejkolwiek rzeczy, jaką ktoś mi zrobi. Tak naprawdę, to mówię mu to wszystko tylko dlatego, że chcę być z nim szczera, a nie kłamać mu w żywe oczy. Niepotrzebnie zaczyna te wszystkie awantury, z których i tak nic nie wyniknie. Zawsze mi mówi: "Chcę cię chronić, choćby nie wiem co miało się stać, rozumiesz, Jade? Jesteś moją jedyną córką i tylko ty mi pozostałaś, nikt więcej. Więc jeśli mnie kochasz, zawsze bądź ze mną szczera i nie kłam wobec mnie. Dobrze wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.". Rozumiem, że jestem jego córką, boi się o mnie, ale dobrze wie, że sama też umiem sobie dać radę niezależnie od sytuacji, więc niech zluzuje porty, wypnie klatę do przodu i niech mną się przejmuje wtedy, gdy będę tego potrzebować.
- Dlaczego ty chcesz zacząć się ze mną teraz kłócić? - oparł się o blat kuchenny, patrząc na mnie.
- Ja chce się kłócić? To ty wszystko zacząłeś, ty ciągle chcesz pogorszyć naszą sytuację. Chcesz, żebym wróciła do mamy? Proszę bardzo, w każdej chwili mogę! - wykrzyknęłam mu w twarz i ponownie usiadłam na kuchennym krześle.
- Zrobię wszystko, tylko tam nie wracaj. Nie zostawiaj mnie samego na pastwę losu, Jade... - zauważyłam w jego oczach łzy.
- Nie zostawię cię, ale nie wszczynaj niepotrzebnych kłótni, tato - wstałam z siedzenia i poszłam do swojego pokoju.
Leżałam na łóżku, patrząc w biały sufit. Myślałam o dzisiejszym wydarzeniu na parkingu i o tym, jaki on może być. Może jest inny niż my wszyscy? Może po prostu jest sobą i nikogo nie udaje? Może obiecał coś komuś, ta osoba zniknęła, a on chce spełnić swoją obietnicę? Może ma osobę, na której mu zależy? Za dużo tego "może". Nie powinnam ciągle tego mówić, nie wiedząc o nim nic. Muszę porozmawiać z nim na spokojnie, zapoznać się z nim i wtedy mogłabym go oceniać, ale moja głupota nie zna granic.
- Jade wstawaj do szkoły, bo się spóźnisz! Jest 7:50! - tata wparował do mojego pokoju.
Gdy to usłyszałam wstałam na równe nogi jak oparzona, podbiegłam do szafy, by wziąć
to i iść do łazienki. Lekcje miałam dziś na 8:05, a do szkoły mam 15 minut drogi i spóźniłabym się na biologię.
- Nie śpiesz się tak, żartuję tylko! Jest dopiero 7! - ale masz dziś tato poczucie humoru, hmm...
- Nienawidzę cię - splunęłam, śmiejąc się.
- Dziś podwiozę cię do szkoły, nie będziesz szła w taki deszcz - ojciec uśmiechnął się do mnie, wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi.
Skoro miałam tak dużo czasu, to mogłam iść się ogarnąć. Wzięłam w ręce ciuchy i poszłam do łazienki. Ściągnęłam piżamę i weszłam pod strumień ciepłej wody. Spływała po moim ciele, oczyszczając mnie ze wszystkiego; jakby każdy błąd, który popełniłam zupełnie znikł... Potrzebowałam takiego orzeźwienia. Nałożyłam płyn na ręce i zaczęłam go w siebie wcierać. Gdy byłam calutka w pianie opłukałam się i wyszłam spod prysznica. Otuliłam się ciepłym ręcznikiem i podeszłam do toaletki. Związałam swoje włosy w wysokiego koka i sięgnęłam po tusz do rzęs. Przejechałam szczoteczką w zdłuż rzęs i odłożyłam na miejsce. Wzięłam czerwoną szminkę i przejechałam po moich malinowych ustach. Postanowiłam się ubrać w wcześniej przygotowane ubrania i zrobić coś ze swoimi włosami.
Gdy byłam już ubrana, ponownie podeszłam do toaletki, by czynić cuda na moich włosach. Sprawdziłam godzinę; 7:15. Wow! Szybko się wyrobiłam. Zrobiłam sobie
taką fryzurę i byłam gotowa. Zeszłam na dół, skręcając do kuchni. Poczułam zapach tostów... KOCHAM CIĘ, TATO!
- Jestem tak głodna, że zjadłabym konia z kopytami!* - wykrzyknęłam, siadając przy stole.
- Dziś mistrz Robin Thirlwall serwuje wspaniałe danie dobre na każde śniadanie dla zbuntowanych nastolatek; tosty z czekoladą! - tata trzymał niewidzialny mikrofon przy swoich ustach i krzyczał.
Śmiałam się z tego, bo zawsze gdy robi śniadanie, a potem chce mi je dać udaje kogoś. On bardzo dobrze wiedział, że lubię, gdy podczas śniadania jest odrobinka humoru.
- A ty... nie chcesz wyjechać na Florydę, prawda? - stanął koło blatu, pocierając kark. Widać było, że jest zdenerwowany.
- Nawet nie zamierzam się tam wybierać! Matka i ta jej fałszywa rodzinka zniszczyłaby mnie fizycznie i psychicznie. Ona i ten jej koleś pewnie pieprzą się all day, all night, a bachory mieszkają z jego rodzicami, bo chcą mieć chwilę spokoju - dałam nacisk na "chwilę".
Kiedyś, parę lat temu po rozwodzie rodziców chciałam mieszkać z mamą na Florydzie. Byłam tam zaledwie 2 miesiące, ona zgrywała wspaniałą i kochającą matkę, a potem pojawił się ten jej nowy mężuś. Gdy mama szła do pracy, ja zostawałam z nim sama w wielkim domu. Miałam zaledwie 16 lat, a on się do mnie dobierał; raz nawet mnie zgwałcił. Powiedziałam o tym matce, ale ona mi nie uwierzyła i jeszcze za to zostałam spoliczkowana, bo "kłamałam". Od tamtej pory nawet nie zamierzałam kontaktować się z nią i tą jej rodzinką. Prędzej bym zwymiotowała, gdybym znów zobaczyła te ich szpetne mordy...
- Dlaczego ty mnie okłamujesz, smarkulo?! - słyszałam wokół siebie krzyki matki.
- Ja cię nie okłamuję, mówię ci prawdę tak jak było, a ty mi nie wierzysz! Masz mnie w dupie, nawet się przed nikim do mnie nie przyznajesz. Tak nie zachowuje się matka, wiesz? Ja ciebie już mamą nazwać nie mogę. Jesteś dla mnie obcą kobietą! Nawet nie wiem, co ja tu dalej robię. Już wczoraj powinnam spakować walizki i wyprowadzić się do taty, bo chociaż on mnie rozumie, i mnie nie okłamuje, a ty mnie tak po prostu zabrałaś z Londynu, bo "tatuś tak chciał" - w końcu mogłam jej powiedzieć, co mi na sercu leży.
- Nie możesz wrócić do Londynu, nie rozumiesz?! - nadal podnosiła na mnie głos, tym razem machając rękami.
- Nie odebrałaś tacie praw rodzicielskich, więc mogę! Nie będziesz mnie już pouczała o niczym, a tym bardziej o seksie. Sama przyprowadzasz do domu różnych kolesi, gdy nie ma Kevina i się pieprzycie, to ty myślisz, że nie słychać tych waszych jęków "oh, ah, mocniej, szybciej, zaraz dojdę, oooohhhh!"?! Jesteś zwykłą dziwką! Nienawidzę cię! - krzyknęłam i chciałam uciec do pokoju.
W ostatniej chwili, gdy moja ucieczka miała się powieść, poczułam na swoim nadgarstku lodowatą dłoń matki i widziałam tylko jej ciemne oczy, które opisywały wiele. Nagle podniosła rękę i wcelowała prosto w mój lewy policzek. Zaczęłam na nią wyklinać i uciekłam do pokoju. Wyciągnęłam z szafki walizki i spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Zabrałam wszystkie swoje oszczędności i wyszłam w nocy przez okno. Udałam się na lotnisko, z którego poleciałam do Londynu. Pamiętałam adres taty i miałam nadzieję, że nadal tam mieszka. Pokierowałam kierowcę taxi na wyznaczony adres i godzinę później stałam pod dużym domem, otoczonym po bokach zielonym żywopłotem, ścieżka z kostek brukowych prowadząca pod same drzwi budynku, furtka do ogrodu i duże okna zastępujące gdzieniegdzie ściany. Ruszyłam do dębowych drzwi, trzymając w dłoniach rączki walizek, a na ramieniu trzymając swoją czarną torbę. Zapukałam parę razy, a chwilę później otworzył doskonale znany mi mężczyzna; tata. Rzuciłam mu się na szyję.
- Od dziś jestem z tobą. Nie wrócę tam nigdy więcej! - powiedziałam, dławiąc się łzami...
Siedziałam na biologii w ostatniej ławce pod oknem; moje ulubione miejsce. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Dziś była brzydka pogoda; raz świeciło słońce, potem padał deszcz. Nienawidziłam zmiennych pogód. Nagle poczułam ukucie w ramię i rękę Verony, która trzymała jakąś karteczkę. Wzięłam ją od niej i ją rozwinęłam. Przeczytałam całość i się zdziwiłam...
HARRY: "Jak Twoje ramię? Nadal boli? Pamiętaj, że jeszcze raz się taka sytuacja powtórzy, a Twoja buźka nie będzie taka ładna. LOL ♥".
Czy ten człowiek jest nienormalny?! Grozi mi w jakiejś durnej karteczce i jeszcze na koniec pisze serduszko? Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam mu odpisywać.
JADE: "Nie rozumiem, o co ci chodzi :)".
HARRY: "Nie żartuj sobie ze mną... ;/ Dobrze wiesz, o co chodzi i nie zgrywaj niewiniątka!".
JADE: "A czy ja takiego kogoś zgrywam?".
HARRY: "Tak, zgrywasz.".
JADE: "Jakoś mi się tak nie wydaje.".
HARRY: "Może wyjdziemy dziś wieczorem gdzieś razem? :))".
Czy on próbował się ze mną umówić?
JADE: "Nie, dzięki. Nie odpisuj już, bo będziemy mieć przechlapane u profesorki! -,-".
Nie mam zamiaru z nim nigdzie wychodzić. Czy on nie rozumie, że nie jestem taka łatwa? Mógł się z resztą sam przekonać na własnej skórze, a to że mnie zastraszy, a potem napisze jakiś zasrany liścik, to mnie zdobędzie, przeleci i zostawi? Hahahahahaha, mylił się. Nie jestem w jego typie i nigdy nie będę...